sobota, 18 kwietnia 2015

KRETA - HERAKLION

Witamy,

powolnym krokiem zbliżamy się do końcówki opisów kreteńskich miast, ostatnia bowiem notka o Retimno stanowiła półmetek. Przyszedł wreszcie moment, w którym zmierzymy się z największą metropolią Krety - Heraklionem. Tak to już w życiu bywa iż tytuły "naj" wywołują w ludziach pewne wygórowane oczekiwania, spodziewają się Bóg wie czego po danym mieście, które jako to właśnie "naj naj" powinno przyćmić pozostałe. Dodatkowo tytuł stolicy również jest wiążący i przyjeżdżając do Heraklionu, oczekiwaliśmy, co tu dużo mówić, znacznie więcej. Z drugiej jednak strony nie nazwiemy tej znajomości rozczarowaniem czy też zawodem. W mieście należy spędzić odrobinę czasu, przejść się jego ulicami i postarać się zrozumieć jaką rolę pełni w organizmie zwanym Kretą.
Katedra Świetego Miesiąca. Heraklion.


Zwiedzanie rozpoczęliśmy od głównej atrakcji i swoistej wizytówki całej Krety, a mianowicie od ruin minojskiego miasta Knossos. Obiekt położony jest w bliskiej odległości od centrum i jeżeli nie posiadacie wynajętego samochodu, możecie skorzystać z komunikacji miejskiej - autobusy startują spod dworca autobusowego przy porcie. Bilet wstępu na teren wykopalisk archeologicznych kosztuje 6 euro, jednak istnieje możliwość kupienia karnetu połączonego z wejściem do muzeum archeologicznego (o którym później) - wówczas zapłacicie 10 euro. Po przejściu przez bramki oczom turysty ukazują się widoki żywcem wyjęte z podręczników do historii, które leżały na naszych ławkach w podstawówce. Widzimy kolorowe kolumny, rekonstrukcje mozaik oraz rzeźb. Dostrzegamy porządek i schematyczne ułożenie ulic wokół centralnego punktu, czyli domniemanego pałacu. Dlaczego domniemanego? Otóż archeologiczny półbóg, niejaki Sir Arthur Evans, w Knossos spędził 40 lat swojego życia. Wszystko co widzimy w większym lub mniejszym stopniu jest dziełem jego pracy i wytężonych wykopalisk z początku XX wieku. Niestety Brytyjczyka mocno poniosła fantazja podczas zgadywania, bo inaczej tego nazwać nie można, przeznaczenia czy też funkcji poszczególnych pomieszczeń i niektóre pałacowe komnaty sprzed blisko 4000 lat przyrównywał do królewskiej siedziby Buckingham. Prawda jest niestety taka iż nie zachowały się żadne źródła pisane z okresu cywilizacji minojskiej, przez co samo nazywanie Knossos "pałacem" jest tylko i wyłącznie hipotezą. Zwiedzając ten obiekt warto zwrócić uwagę na kolor kamieni, otóż wszystko co jasne/brązowe/czarne/kolorowe to dobudowane przez Evansa rekonstrukcje i wizualizacje, jedyne co w Knossos oryginalne to szarobure fundamenty oraz piedestały po kolumnach. Warto poczytać tablice informacyjne licznie występujące na terenie obiektu, ponieważ zawierają masę przydatnych i sensownie podanych wiadomości. Dodatkowo są nowe, przez co odfiltrowano z nich znaczą część domniemań i niepotwierdzonych hipotez. Wszystkie skarby, artefakty oraz cokolwiek co zostało zachowane lub odnalezione na terenie Knossos znajduje się w muzeum archeologicznym. 

Często spotykaliśmy się z opinią, że nie warto jechać do Knossos, że nic tam nie ma itd. Prawda czy fałsz?

W naszym odczuciu wszystko zależy, jak zwykle zresztą, od nastawienia turysty. Uważamy, że podejście "trzeba" jest z założenia niepoprawne, ponieważ jeżeli kogoś zupełnie nie obchodzi historia, w dodatku starożytna, to nie powinien tam jechać - zanudzi się na śmierć. Knossos nie jest spektakularne, nie robi wrażenia ogromem czy też pięknymi widokami. Stanowi natomiast idealną bazę do zwiedzania muzeum archeologicznego, które trzeba koniecznie zobaczyć. Knossos jest miejscem dla osób z wyobraźnią i ochotą na chwilę zastanowienia się nad tą, mimo wszystko stertą kamieni, która pozostała po dawnym minojskim obiekcie. Jeżeli potrafimy zrozumieć fakt iż tylko tyle i aż tyle pozostało po budowlach stojących w tym miejscu przeszło 4000 lat temu z pewnością nie doznamy uczucia rozczarowania. Jeżeli jednak niezbyt interesujemy się historią, ruiny nas nudzą, nie mamy ochoty poczuć "ducha" przeszłości i nie zamierzamy spędzać 2-3 godzin w muzeum archeologicznym, powinniśmy darować sobie Knossos i udać się w dalszą podróż. Nas to miejsce nie tyle urzekło co bardziej zaciekawiło, jednak jeżeli ktoś nam powie iż jest słabe i nudne, również będziemy w stanie go zrozumieć. 
Knossos. Heraklion
Knossos. Heraklion.
Knossos. Heraklion.
Po spędzeniu godzin porannych w ruinach minojskiego miasta, udaliśmy się do właściwego centrum Heraklionu. Plan był prosty: zaparkować, pokluczyć po uliczkach starego miasta aby w końcu dotrzeć do najbogatszego obiektu tego typu na Krecie, wspominanego już wcześniej, muzeum archeologicznego. Zaparkowanie auta, podobnie jak w pozostałych miejscach naszego pobytu nie stanowiło zbytniego wyzwania - podobno gorzej jest w sezonie, gdzie wolnego pola poza płatnym parkingiem nie uświadczysz. Raźnym krokiem skierowaliśmy się do kolejnego, trzeciego już na naszej trasie, portu weneckiego. Co jak co ale po stolicy człowiek spodziewa się porządnego portu i w sumie taki też on jest, tylko że mocno współczesny, a wenecki to został chyba z przyzwyczajenia. W Heraklionie nie znajdziecie kamienic po włoskich dostojnikach, nawet świetnie zachowane arsenały giną w zestawieniu z ulicą i blokami nad nimi. Port jest stricte współczesny, nastawiony na obsługę promów oraz kutrów, oczywiście znajduje się w nim tureckie molo, stara forteca i wszystkie charakterystyczne obiekty, które widzieliśmy już wcześniej, jednak tutaj nie są one tak wyeksponowane i odizolowane od codziennego życia tego miejsca. Nie tyle co rozczarowani, lecz bardziej zdziwieni ruszyliśmy dalej w kierunku uliczek starego miasta.

Port wenecki, arsenały. Heraklion.
Port wenecki. Heraklion.
Port wenecki. Heraklion.
Stare miasto Heraklionu sprawia zupełnie odmienne wrażenie, aniżeli to w Retimno czy Chanii oraz jak się później przekonacie - Agios Nikolaos. Ulice są tu szerokie, mnóstwo w nim sklepów ze sprzętem elektronicznym, markowymi ciuchami czy też banków. Od czasu do czasu trafi się stoisko z pamiątkami, jednak już trudno odnaleźć gdziekolwiek sprzedawce owoców, a i samych restauracji jakby mniej. Odnajdziecie tutaj również wenecką Lodżię, zdecydowanie największą i wciąż używaną jako ratusz, warto wejść do katedry Świętego Miesiąca oraz Kościoła Świętego Tytusa. Pierwszy obiekt zachwyca bogactwem malunków oraz szczególną świeżością (zdobienia pochodzą z końcówki XIX wieku), drugi z kolei jest przerobionym na greckokatolicki kościół dawnym meczetem, co wprawione oko z łatwością zauważy. W miejscu dawnego mihrabu przechowywana jest jedna z największych relikwii Krety - fragment czaszki św. Tytusa, oczywiście zazwyczaj schowana przed widokiem publicznym. Chodząc po starym mieście warto przejść obok licznych fontann i parków, osoby chcące zrobić "europejskie" zakupy kierujemy na ulicę Odos 1866 lub Odos 1821. Nam spacerowanie po centrum dość szybko się znudziło, brakowało w nim tej magicznej nutki, tak mocno odczuwalnej w pozostałych miastach. Udaliśmy się w kierunku muzeum archeologicznego. 

Lodżia wenecka, ratusz. Heraklion.
Kościół św. Tytusa. Heraklion.
Muzeum archeologiczne, było dla nas jedną z największych atrakcji Krety. Jeżeli ktoś darował sobie fragment o ruinach Knossos, to bilet kosztuje 6 euro, chyba że posiadamy wspominany wcześniej karnet za 10 euro. Na zwiedzenie, poczytanie oraz aktywne poznanie obiektów znajdujących się w muzealnych salach, należy spokojnie liczyć około 2-3 godzin. Tak zwany sprint z obejrzeniem tego co najważniejsze zajmie nam około godziny. Muzeum podzielone jest na sale, dobrze ponumerowane oraz opisane. Historia Krety znajdująca się w pomieszczeniu I dotyczy najbardziej zamierzchłych wieków, przechodząc do kolejnych sal poruszamy się po osi czasu, aby skończyć naszą podróż podziwiając rzeźby z okresu panowania Cesarstwa Rzymskiego. Jeżeli chodzi o same obiekty to zrobiły one na nas niesamowite wrażenie głównie z racji na stopień zachowania. Wciąż posiadające kolory, ponad tysiącletnie amfory, praktycznie nieuszkodzone kielichy rytualne w kształcie głowy byka, zdobione rękojeści mieczów, figurki bożków, monety, rzeźby, hełmy, skompletowane zestawy biżuterii oraz znaczące fragmenty mozaik znajdujących się niegdyś w Knossos, Fajstos i innych dawnych osadach Krety. Znajduje się w nim również słynny, do dziś nieodczytany dysk (właśnie z Fajstos), widniejący często jako symbol Krety, chociażby na pamiątkowych koszulkach. Oczywiście zwiedzanie obiektów muzealnych dla wielu nie jest czymś szczególnie atrakcyjnym, dodatkowo ciężko uczynić to z małym dzieckiem. W naszym jednak odczuciu, będąc w Heraklionie, tego konkretnego punktu nie powinno się omijać. Chyba każdy znajdzie w nim coś co choć na chwilę go zachwyci, zaintryguje lub zadziwi. Może będzie to hełm z kłów dzika, może rzymski sarkofag, a może wysoka na blisko 2 metry amfora, która jak głosi opis nie przechowywała w swoim wnętrzu niczego, lecz stanowiła element prestiżowy dla ówczesnego właściciela. Naszym zdaniem warto poświęcić te parę chwil, bowiem pozwalają one na pełniejsze zrozumienie jakim cudem były kiedyś miasta jak Knossos, w pełni swoich sił i barw.

Amfora. Muzeum archeologiczne. Heraklion.
Dysk z Fajstos. Muzeum archeologiczne. Heraklion.
Muzeum archeologiczne. Heraklion.
Postać bogini. Muzeum archeologiczne. Heraklion.
Muzeum archeologicznym zakończyliśmy zwiedzanie Heraklionu jako miasta, z przewodnika wynikało iż wszystkie najważniejsze punkty zostały przez nas odwiedzone. Dodatkowo jakoś nie mogliśmy wczuć się w klimat stolicy, pełno w niej samochodów, turystów oraz wszędobylskiego hałasu. Heraklion nie posiada uroku oraz czaru starodawnej mieścinki ze swoimi wąskimi ulicami oraz starszymi ludźmi w kawiarniach. Jest to miasto na modłę zachodniej Europy, bardzo zbliżone chociażby do Wrocławia. Turyście podróżującemu po wyspie może się to nie podobać, jednak Kreta, będąca de facto wioską, potrzebuje takiego miejsca. Potrzebują go zarówno młodzi jak i starsi, miejsca gdzie zrobią zakupy w sieciówkach globalnych marek, gdzie dostaną dobry telewizor, komputer czy też laptop. Potrzebują miasta, które tętni życiem, a nie jest właśnie wyjętą ze skansenu plątaniną wąskich ulic, kamienic i murów miejskich. Heraklion w naszym odczuciu jest miastem dla Kreteńczyków, a nie dla turystów, stanowi ze względu na swoje położenie doskonały punkt wypadowy do dalszej podróży. Dodatkowo jest łatwo osiągalny ze względu na międzynarodowy port lotniczy, miejsce gdzie zawija większość promów oraz stanowi węzeł komunikacyjny ulokowany praktycznie po środku północnego wybrzeża. Heraklion warto jest odwiedzić, jednak trudno pokochać. Należy na spokojnie postarać się zrozumieć jego funkcję w odniesieniu do całej wyspy jak i spojrzeć na niego z punktu widzenia Kreteńczyka. Wówczas wiele rzeczy przestanie nam przeszkadzać i stanie się w pełni zrozumiałe.

Następną notkę kończymy opisywanie wrażeń z kreteńskich miast, meta tego lekko przydługiego maratonu znajduje się w Agios Nikolaos. Po jej przekroczeniu, wystartujemy w nowym biegu, tym razem po kreteńskiej prowincji. 

Do następnego razu!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz