Nadszedł czas na podsumowanie kolejnego fragmentu wspomnień i
przemyśleń związanych z naszym pobytem w Bieszczadach. Mieliście już okazje przeczytać
o urokliwej krainie położonej w samym rogu Polski, a także o trasach naszych
pieszych wędrówek. Dzisiaj temat z zupełnie innej beczki - historia - jednak
inna niż ta poznawana przez 12 lat edukacji szkolnej. Dotyczy bowiem magicznych
lat po roku 1945, co więcej rzecz się działa w Polsce, a jak wszem i wobec
wiadomo cała rzesza Ramzesów jest ważniejsza od np. Ks. Popiełuszki.
Ostatniego dnia pobytu w Ustrzykach pogodę można było określić
mianem chwiejnej, w przeciwieństwie do naszego nastroju, który to raczył się
określić i w sposób znaczący stwierdzić - dalej nie idę. W związku z faktem, iż
zarówno Inka jak i ja nie przepadamy za marnowaniem czasu podczas wczasów,
postanowiliśmy poświęcić cały dzień na zwiedzanie - wybór padł na "szlak
architektury drewnianej", co w wolnym tłumaczeniu oznaczało cerkwie. Jak
się później okazało w okolicy było ich tak dużo, że zwiedzanie zajęło nam cały
boży dzień.
Jako pierwszą odwiedziliśmy cerkiew w
Chmielu, warto od razu wspomnieć iż w dniu dzisiejszym wszystkie wspominane
obiekty zostały przechrzczone na kościoły rzymskokatolickie (tylko dzięki temu
zachowały się w tak dobrym stanie). Chmielińska cerkiew robiła wrażenie
piorunujące - zapuszczona wioska, las, a pośród tego wszystkiego stoi drewniany
stary kościół wraz z cmentarzem i nagrobkami z XIX wieku. Cisza i spokój,
żadnego turysty, trawnik przycięty, drzwi co prawda zamknięte, jednak obok
podany numer telefonu jakby ktoś koniecznie musiał wejść do środka. Obrazek,
który po raz kolejny skojarzył nam się z tolkienowskim światem, sielanka rodem
z Shire. Obok cerkwi pod wiatą znajdował się nagrobek dawnej właścicielki
okolicznych włości. Ruszyliśmy dalej, tym razem do Smolnika.
Kolejna wioska, kolejne pole, na nim
krowy, jedna drewniana chata, obok zagajnik, a w nim istne cudo. Cerkiew
greckokatolicka pod wezwaniem Archanioła Michała wzniesiona w 1791 roku (od
1973 kościół rzymskokat.) Opuszczoną po 1951 roku, cerkiew wyremontowano w
1969r., przywracając jej pierwotną formę. We wnętrzu zachowała się figuralna
polichromia ścienna z końca XVIII w. Świątynia w Smolniku należy do nielicznie
zachowanych, na terenie południowo-wschodniej Polski, trójdzielnych cerkwi
kopułowych, powszechnie występujących na Bojkowszczyźnie, zniszczonych na tym
obszarze po 1947r. Powyższy opis pochodzi z tablicy umieszczonej przy wejściu
do kościoła, podobne informacje znajdują się przy każdym odwiedzanym przez nas
miejscu. Co ciekawe zawsze powtarzają się te same informacje: wzniesione w tym
i tamtym, opuszczone po roku 1951, wyremontowane w latach sześćdziesiątych.
Naturalnie, nie jest to przypadek.
Cerkwie są obok starych drewnianych
chałup, jedyną pozostałością po ludziach, kulturze, rodzinach, które kiedyś
zamieszkiwały te tereny, a mianowicie Łemkach, Bojkach oraz Ukraińcach.
Omawiana poniżej historia dotyczy okresu, o którym mało kto wie, a nawet jeśli
to raczej nie opowiada. Jest to bowiem jedna z czarnych kart w historii naszego
kraju. Opowieść ta, podobnie jak setki innych mających miejsce po II WŚ,
zaczyna się naturalnie w Jałcie. Tam to zadecydowano iż ziemie obejmujące
dzisiejsze województwo Podkarpackie trafią w posiadanie Polski. Wywołało to
intensyfikacje działań Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oraz Ukraińskiej Powstańczej Armii, która to już podczas II Wojny Światowej ścierała się z siłami
polskimi. Po zakończeniu konfliktu przeciwko UPA walczyło zarówno Ludowe Wojsko
Polskie, jak i polskie podziemie niepodległościowe AK oraz NZS, były to
działania odwetowe związane z rzezią wołyńską. Decyzja o przeprowadzeniu Operacji Wisła (z początku zwanej Op.
Wschód) zapadła błyskawicznie, jej oficjalnym celem było zwalczenie oddziałów
UPA, działających na terenach polskich, a także zlikwidowanie siatki
zaopatrzeniowej partyzantów przez przesiedlenia ludności cywilnej. Jak się
później okazało walka z UPA była przykrywką do wysiedlenia z terenów Bieszczad
blisko 140 tysięcy osób. Ludzi osadzano na ziemiach odzyskanych, w zniszczonych
wojną pozostałościach po rodzinach niemieckich, głównym kryterium
klasyfikującym do przesiedlenia było wyznanie greckokatolickie (z tego też
powodu przeniesiono duże ilości rzeczywistych obywateli Polski). Obecnie
historycy zgodnie podkreślają, że głównym celem akcji Wisła była likwidacji
tożsamości mniejszości ukraińskiej na terenach polskich, poprzez rozproszenie
ludzi na terenach zachodnich. Nie należy
jednocześnie zapominać, że władze Polski, musiały podjąć jakąkolwiek
interwencje na wspomnianych terenach z racji na silne ruchy nacjonalistyczne ze
strony Ukraińców, kontrowersje wzbudza jednak forma przeprowadzonych działań.
Podsumowując temat cerkwi trudno nie
zauważyć zróżnicowania wzbudzanych przez nie tematów. Patrząc na nie widzimy
perły architektury, zabytki i obiekty które z pewnością warto zobaczyć,
drewniane pałacyki z pięknym wnętrzem. Z drugiej strony są to niemi świadkowie
dramatu, który rozegrał się niecałe 70 lat temu, te same piękne budowle
widziały prześladowania osób tylko i wyłącznie ze względu na greckokatolicką
metrykę chrztu. Wrażenie jest tym większe z racji na niewiedzę i ciszę jaka
spowiła wspomniany przeze mnie temat. Podróże kształcą.
Na zakończenie bonus dla wytrwałych, do jednej z cerkwi udało nam
się wejść, a tam popis dał artysta współczesny. Styl stylem, jednak trudno nie
zachwycić się drewnianym wnętrzem kościoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz