poniedziałek, 16 maja 2016

Laos od kuchni

Hej,

powoli żegnamy się z sielankowym Laosem, bez wątpienia wspomnimy o nim jeszcze pisząc kolejne notki. Zgodnie z obietnicą na koniec napiszemy co nieco o laotańskiej kuchni, a także o cenach i walucie.




W dniu w którym wjechaliśmy do Laosu, poziom wymiany dolar - kip, przedstawiał się następująco: 

1 USD = 8100 LAK

Zanim jednak przejdziemy do cen, należy napisać słów kilka o samych banknotach. Kipy mają to do siebie iż w większość banknotów wygląda jakby dosłownie miały rozlecieć się w rękach. Brudne, miękkie, powyginane. Waluta, która powoduje, iż momentalnie masz ochotę umyć ręce. Mówiąc o nominałach, to teoretycznie wynoszą one od 1 do 50 000, jednak w praktyce nie spotkaliśmy się nigdy z papierkiem wartym mniej aniżeli 500 kipów.

Teraz będzie bardzo ważna uwaga: zawsze zwracajcie szczególną uwagę na nominały wydawanych Wam banknotów. Wszystkie one wyglądają od strony graficznej tak samo, różnią się jedynie kolorem. Jedne są barwy żółtej, inne brązowej, kolejne jasno brązowe lub lekko purpurowe. Po dodaniu do tego standardowej warstwy brudu oraz kurzu bardzo łatwo o pomyłkę. Niestety sielankowy Laos to jedno, a możliwość wydania turyście 1000 kipów zamiast 10 000, lub nie daj Boże 100 000, to drugie, tym bardziej jeżeli płacimy za  większe zakupy i kwoty dochodzą do kilkudziesięciu tysięcy.



Jeżeli chodzi o robienie zakupów pamiątkowych to nie zostawiajcie sobie wszystkiego na ostatnią chwilę, czyli z reguły na stolicę Vang Wieng. Nieprzypadkowo nie napisaliśmy o niej jeszcze ani słowa - jest po prostu byle jaka, zarówno pod względem turystycznym jak i możliwościami zakupowymi. Pamiątki najlepiej kupić na nocnym bazarze w Luang Prabang. Ceny przyzwoite, możliwości negocjacji ogromne a i wybór szerszy, czyli nie tylko chińszczyzna jak na przykład w Tajlandii. Ogólnie radzimy aby kupować kiedy nadarzy się okazja, z naszych obserwacji wynika, iż niezwykle rzadko można było trafić na coś oryginalnego i rzeczywiście tutejszego. Zdecydowana większość pamiątek jakie spotkaliśmy na swej drodze była sfabrykowanymi w chińskich fabrykach duperelami, które miały sugerować regionalne pochodzenie. Nam najbardziej przypadły do gustu papierowe lampiony z wtopionymi w nie kwiatami polnymi. Widzieliśmy je na swojej całej trasie tylko raz, na wspomnianym wcześniej targowisku.
Dodatkowo bardzo ważną informacją jest, iż na terenie Laosu, spokojnie możecie używać tajskich batów jako środka płatniczego. Przelicznik jest w porządku, niektóre rzeczy wychodzą nawet taniej niż w Tajlandii. Stąd też niektóre ceny poniżej podane są w THB.

Przykładowe ceny w Laosie:

Wiza laotańska = 30$
Prom (2 dni spływu po Mekongu + drobne wyżywienie) = 220 000 LAK
Zupa w przydrożnej "knajpie" = 15 000 LAK
Piwo małe = 50 THB
Jabłko (z USA) = 5 000 LAK
Lampion = 15 000 LAK
3 pary spodenek kobiecych = 50 000 LAK
Torebka materiałowa = 40 000 LAK
Obrus (ręczna robota) = 150 000 LAK
Kajaki (spływ + wyżywienie + groty na dętkach + dojazd) = 135 000 LAK
Balon (godzina lotu) = 80$
Obiad w stylu "jesz ile chcesz oprócz mięsa" = 15 000 LAK
Ryba = 40 000 LAK
Śniadanie w barze = 15 000 LAK
Piwo duże = 10 000 LAK
Świerszcze w posypce serowej = 7 000 LAK

Pozostał jeszcze do poruszenia obiecany temat jedzenia, czyli coś co wszyscy ubóstwiają w wyjazdach zagranicznych. Teoretycznie rzecz biorąc, na tak bliskich odległościach geograficznych nie powinny wykształcić się jakieś olbrzymie różnice w sposobie gotowania. Mamy tutaj na myśli oczywiście porównanie pomiędzy kuchniami Tajlandii, Laosu, Wietnamu i Kambodży. W praktyce, kuchnie te wydają się rzeczywiście do siebie podobne, jednak różnią się pewnymi delikatnymi niuansami. Na pierwszy rzut idzie Laos. Podstawą kuchni jest oczywiście ryż i wszelkie ryżo podobne potrawy. Nieodłącznym elementem są zupy, sprzedawane wszędzie: od porządnych restauracji po przydrożne knajpy gdzie w garnku coś tam pichci starsza babuleńka i oferuje swoje dzieło przechodniom. My oczywiście staraliśmy się jeść przy każdej nadarzającej się okazji w knajpach przydrożnych, wśród uradowanych Laotańczyków. Dodatkowo w kuchni tej, duże piętno pozostawili Francuzi, wprowadzając do menu chociażby takie przysmaki jak żaby czy też ślimaki. Nie jest to tak widoczne jak w sąsiednim Wietnamie, jednak jak odrobinę poszukamy to uwięzioną żabę (w celu późniejszej konsumpcji) powinniśmy odnaleźć. Kolejnym szefem kuchni w Laosie jest Mekong, dostarczający ryb wszelkiej maści, wodorostów oraz ptactwa wodnego. Poniżej kilka kulinarnych zdjęć, zapraszamy do dalszej lektury - powoli zbliżamy się do Wietnamu!

Wodorosty smażone z sezamem.
Tamaryndowiec
Żaba "Mariola" - przyszły obiad kapitana statku.
Kurze nóżki.
Przydrożna kuchnia.
Zupa na wynos.
Zupa na miejscu.
Szwedzki stół wydanie laotańskie.
Ryba z grilla, nadziewana trawą cytryną, podawana na patyku - koniecznie! 
Prawdopodobnie przepiórki.
Suszenie ryb na słońcu.

2 komentarze:

  1. Oh, wygląda to świetnie! Zazdrościłbym strasznie ale zazdroszczę tylko trochę, bo my gotowaliśmy wege Chili Sin Carne na brzegu pilicy; obok kajaków. Więc też było fajnie!

    OdpowiedzUsuń