poniedziałek, 9 maja 2016

Luang Prabang - dwie twarze Laosu.

Hej,

w poprzednim wpisie przedstawiliśmy największy skarb laotańskiego państwa - niepowtarzalny spokój i niekończące się piękno przyrody. Jednak zdecydowana większość Azjatów odwiedza ten kraj z powodów zupełnie odmiennych, aniżeli zachodni turyści. Laos, a w szczególności miejscowość Luang Prabang, stanowią jeden z najjaśniejszych punktów na religijnej mapie buddyzmu. Zapraszamy do zapoznania się z krótką relacją z Królewskiego Miasta Delikatnego Obrazu Buddy!




Do Luang Prabang dostaliśmy się drogą wodną, a mianowicie spłynęliśmy do niego z północnych części kraju wraz z nurtem wszechobecnego Mekongu. Legenda głosi, iż Budda odbywając swoją pielgrzymkę po państwach Azji Południowo-Wschodniej, przysiadł na brzegu rzeki, po czym zachwycony pięknem okolicznej przyrody, przepowiedział powstanie cudownego miasta w tym miejscu. Dawna stolica państwa (do 1975 roku) do dnia dzisiejszego zachowała swój niepowtarzalny klimat i urok. Chociaż liczba mieszkańców - niespełna 60 tysięcy - może sugerować prowincjonalny charakter, do Luang Prabang ściągają rocznie nie tylko rzesze turystów lecz również pielgrzymów. Dzieje się tak za sprawą świętego wizerunku Buddy - Phra Bang - blisko metrowego posągu, przedstawiającego Oświeconego z obydwiema dłońmi ułożonymi w pozycji abhajamudra - odgonienie lęku. Artefakt ten był przedmiotem licznych wojen w czasach naszego średniowiecza, znajdował się raz po raz na terenie dzisiejszej Tajlandii oraz Kambodży. Obecnie jest przechowywany w Luang Prabang i uznawany za najświętszy przedmiot buddyjski na terenie całego państwa (polski internet nie oferuje zbyt wielu źródeł w tym temacie, TUTAJ link do artykułu angielskiego). Obecność posążka miała również wpływ na architekturę Luang Prabang. Nadając sakralny charakter miastu, przyczyniał się on do powstawania kolejnych klasztorów oraz przede wszystkim świątyń. Do dnia dzisiejszego, po wojennych zawieruchach, zachowało się ponad 30 watów, z których większość znajduje się w bliskiej okolicy dawnego Pałacu Królewskiego. Siedziba władców, dobitnie potwierdza, iż Laos już od dłuższego czasu gra raczej poboczną rolę w polityce regionu, dowód znajdziecie na poniższych zdjęciach. Kolejnym akcentem do i tak zróżnicowanej topografii tego niedużego miasta, jest pozostałość po kolonizatorach francuskich. Mamy na myśli zabudowę mieszkalną, żywcem skopiowaną z miasteczek ówczesnej Francji. Miała ona na celu osłodzić kolonizatorom pobyt daleko od ojczyzny, przenosząc jej cząstkę nad brzeg Mekongu. W chwili obecnej budynki te stanowią idealne miejsce pod rozwój gastronomii i handlu, a francuskie wybrzeże nad rzeką zostało w całości wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Polecamy usiąść w jednym z restauracyjnych ogródków i spróbować na przykład wodorostów z sezamem. Pamiętajcie, iż Laos słynie ze swojego niepowtarzalnego "sticy rice", podawanego tylko tutaj w charakterystycznych koszyczkach. Po posiłku zachęcamy aby wspiąć się na wzgórze, jedyne w mieście, widoczne z każdego miejsca o dźwięcznej nazwie Phu Si. Roztacza się z niego widok na całą dolinę, w której położone jest miasto, rzekę Mekong oraz mniejszą Nam Khan. Na szczycie spotkacie sprzedawców, oferujących żywe ptaszki w bambusowych klatkach. Wypuszczenie ich ma jakoby przynieść szczęście, jednak nie bądźcie naiwni - sprzedawcy i tak wyłapią je na nowo i będą sprzedawać dopóki, dopóty biedoty nie zdechną, co zdarza się niestety dość często. Wieczorem nie zapomnijcie udać się na główną ulicę miasta na nocny targ. Jest to najlepsza okazja do zakupu pamiątek zarówno ze względu na oryginalność jak i ceny!
Dawny pałac królewski.
Azjaci uwalniają ptaki co ma przynieść im pomyślność, handlarze wyłapują je ponownie.
Widok z najwyższego wzgórza
Charakterystyczny ryż w lokalnym koszyczku - idealny pomysł na prezent dla amatorów gotowania!
Jedna z ponad 30 świątyń na terenie miasta.
Dawna zabudowa francuska.

Luang Prabang słynie w świecie z jeszcze jednego powodu - Ceremonii porannego karmienia mnichów. Dokładnie o wschodzie słońca, ze wszystkich klasztorów w mieście, rzędami wychodzą mnisi aby zebrać datki, w postaci jedzenia, od wiernych. Tradycja nakazuje aby mnich spożywał w ciągu dnia tylko to, co otrzyma od innych podczas porannego rytuału. Ta sama tradycja wymaga aby przed mnichem uklęknąć, lub też się pochylić oraz należy dawać symboliczną porcję jedzenia - garść ryżu lub na przykład owoc. Z racji na popularność wśród turystów, sceny te przerodziły się w jedyną w swoim rodzaju farsę. Otóż rano najpierw pojawiają się turyści, ustawiają się oni rzędami przy drodze. Następnie na rowerach przyjeżdżają sprzedawcy ryżu oraz owoców, którzy zaopatrują turystów w niezbędne paliwo na nadchodzące "karmienie mnicha". W końcu staję się widno, zza rogów ulic wyłaniają się mnisi, jednak nie z żebraczymi miseczkami (już dawno nauczyli się, że nie wystarczą) lecz z dużymi miedzianymi pojemnikami niesionymi pod pachę. Mnich staje przed 2 metrowym Holendrem, który sypie ile fabryka dała ryżu do kosza, drugą ręką strzela sobie selfie (ja podczas porannego mistycznego i podniosłego rytuału karmienia mnicha), po czym przechodzi dalej, gdzie stoi kolejny uzbrojony w ryż i aparat turysta. Pośród tego wszystkiego, sporadycznie, raz po raz, klęczą stare laotańskie babcie i dziadkowie, w milczeniu sypiący garstkę ryżu do przesypujących się już misek. Jeżeli ktoś pragnie zobaczyć ten rytuał w prawdziwej, nieskażonej turystyczną wścibskością wersji, powinien zarezerwować jeden z noclegów w pomniejszej laotańskiej miejscowości, gdzie znajduje się klasztor. Nieprawdą jest, jakoby mnisi chodzili o wschodzie tylko w Luang Prabang, tutaj jest to po prostu najbardziej rozreklamowane - niestety.


Podsumowując Luang Prabang jest miastem niezwykłym, łączącym w sobie rzesze wiernych, pobożnych buddystów oraz nastawionych na atrakcję turystów. Posiada olbrzymią ilość budynków o znaczeniu sakralnym jak i pozostałości po francuskiej riwierze nad brzegiem Mekongu. Jest niejako hybrydą tego czym Laos był kiedyś z tym co Laos oferuje dzisiaj i co obecnie stanowi o jego przetrwaniu. W końcu jest miejscem, którego odbiór zależy tylko i wyłącznie od nas, od naszego podejścia, stosunku do cudzej kultury oraz zainteresowań. Jedno jest jednak pewne, czy to turysta karmiący mnicha, czy też zwiedzający świątynie pasjonat lub wierny pielgrzym z sąsiedniego kraju - Luang Prabang nikt nie powinien czuć się zawiedziony.

W klimacie Laosu pozostaniemy jeszcze przez chwil parę, odwiedzimy jego stolicę, porozmawiamy chociaż chwilę o kuchni, a także podamy kilka informacji praktycznych - ceny, waluta, przejazdy itd. 

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz