poniedziałek, 15 czerwca 2015

W DRODZE PRZEZ INDIE CZ. I

Hej

Indie są idealnym planem filmowym dla każdego kto pragnąłby zrealizować tak zwany film drogi. Przejazd z jednej prowincji do drugiej spokojnie można przyrównać do przekroczenia granicy państwa we współczesnej Europie. Zmienia się język, pismo, kultura, a ludzie chodzą inaczej ubrani. Jeżeli pragniemy ujrzeć największe zmiany to najlepiej byłoby obrać kierunek północ - południe, bowiem im dalej w dół Indii się zagłębimy tym mniejszy wpływ na otaczającą nas kulturę mieliby muzułmanie. Z biegiem czasu zanikałaby tak dobrze znana nam symetria, ład i porządek, coraz trudniej byłoby nam odnaleźć elementy pokrewne naszej cywilizacji. W zamian dostawalibyśmy gwar, harmider i tylko z pozoru nieuporządkowaną paletę barw hinduizmu. Jednak o samej religii napiszemy kiedy indziej, poświęćmy chwilę uwagi metodom podróżowania w Indiach, w kraju posiadającym największą sieć kolejową świata.
Podstawową komórką transportową jest riksza. Bez niej ekosystem Indii uległ by natychmiastowemu rozpadowi, a turyści pozbawieni odgłosu klaksonów mogliby w ogóle zapomnieć, iż znajdują się w krainie przypraw. Riksze ogólnie rzecz biorąc możemy podzielić na dwie kategorie: te posiadające silnik oraz te napędzane przez siłę ludzkich mięśni. Zdecydowanie więcej jest motoriksz - popularnie zwanych tuk-tukami. Tuk-tuki przewijają się przez krajobraz Indii niczym święte krowy, znajdziecie je praktycznie wszędzie, z wyjątkiem kilku miast, przykładowo nie ma ich w Kolkacie (Kalkuta), gdzie zastąpiono je taksówkami - żółtymi Ambassadorami. Standardowy tuk-tuk to forma rozbudowanego motorka na 3 kołach, posiada 2 rzędy kanap oraz coś  w rodzaju bagażnika. W indyjskich miastach śmiało możemy je przyrównać do chmar skuterów znanych nam chociażby z Rzymu czy też Paryża. Jest ich cała masa, wszystkie w tych samych kolorach (zależnie od prowincji, w Delhi są zielono-żółte, gdzie indziej czarno-żółte) oraz wszystkie jak jeden mąż nieustannie trąbią. Klakson tuk-tuka wżera się w mózg przez pierwsze 3 dni pobytu, następnie przechodzimy z nim do porządku dziennego, a gdy nagle znajdziemy się w miejscu gdzie tuk-tuków nie ma, cisza dzwoni nam w uszach i wywołuje niepokój. Coś tu nie gra! Jest za cicho! Podobnie jak w państwach arabskich tak i tutaj klakson służy za pozdrowienie, kierunkowskaz, ostrzeżenie oraz formę rozrywki. Zasada "mam to trąbie" jest przekazywana młodym Indusom prawdopodobnie z mlekiem matki. Jednak żarty żartami, tak należy pamiętać iż w Indiach transport publiczny gwarantuje utrzymanie niejednej rodziny. W przeciwieństwie do Europy, gdzie z usług riksz rowerowych (na przykład w Łodzi) korzystają praktycznie tylko turyści, tak w Indiach służą one głównie miejscowej ludności. Riksiarze wożą dzieciaki do szkoły, biznesmenów do pracy, podróżujących na perony, przewiozą towary jak i żywy inwentarz - koza w tuk-tuku to nic nadzwyczajnego. Dla wielu taka forma pracy jest jedyną nadzieją na nowy start, czego najlepszym przykładem jest sytuacja w Kalkucie, gdzie znaczna część osiedlających się w slumsach zaczyna od pracy jako ludzka-riksza - wózek dla 2-3 osób z dwoma długimi drągami, który ciągnie człowiek.





Wróćmy jeszcze na moment do tuk-tuka. Jego rozmiary jesteście w stanie sobie wyobrazić patrząc na powyższe zdjęcia, jak myślicie ilu Indusów był w stanie zabrać kierowca jednocześnie? Dla podpowiedzi powiem, iż Europejczyków wchodziło do środka max 4, ponieważ nie pakowano ich do bagażnika. A zatem ilu miejscowych? 8? 10? Nie. Nam zdarzyło się jechać w 14 osób jednocześnie. Jak to możliwe? Ano tak: 4 facetów sadzamy na przedniej kanapie - tam gdzie kierownica, następnie 2 Polaków (to my!) z 2 hinduskami do tyłu na tylną kozetkę - mamy już 8. Dwie kolejne babcie wskakują na nadkola w bagażniku, a 3 siada między nimi. To już 11. Następnie faceci z przodu, powiedzmy numery 2 i 3, biorą kierowcę na kolana, ktoś musi przecież prowadzić! Na sam koniec na doczepkę jedna dziewczyna wskakuje na kolana do naszej sąsiadki, oraz jeden pan do przodu na kolanka faceta nr 1 bądź 4. Może ktoś się zastanowić, z jaką prędkością poruszała się tak obładowana riksza? Co ciekawe, zwiększony załadunek w ogóle nie wywarł na niej wrażenia - zasuwała normalnie czyli 40-50 km/h. 

Kolejnym poziomem na szczeblach transportu miejskiego w Indiach są oczywiście taksówki oraz autobusy. Podobnie jak wszystko co napotkacie w tym kraju, tak i one posiadają swój niepowtarzalny urok oraz mogą sprokurować niejedną przygodę. Z taksówkami mieliśmy styczność tylko i wyłącznie w Kalkucie. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż przez długie lata Indie nie importowały żadnych samochodów zagranicznych, w celu wspierania rodzimej produkcji, która to z kolei opierała się na licencji brytyjskiej. Tak oto powstała jedna z ikon kraju, niejaki Hindustan Ambassador. Pomimo iż model pochodzi z Anglii, z racji na rozpowszechnienie auta w Indiach, wielu tutejszych mieszkańców uważa go za ikonę swojego państwa. Samochody produkowano do 1957 roku, a zakończono dopiero w maju 2014, czyli całkiem niedawno. Pojazd ten jest powszechnie używany jako taksówka, wsiadając na tylną kanapę odbywamy kolejną podróż w czasie. Nagle znajdujemy się we wnętrzu pojazdu, które nam dane było oglądać tylko na filmach lub muzeach. Obita skórą kanapa, wskaźniki z poprzedniej epoki i praktycznie zero elektroniki, prawdziwy jeżdżący i nieraz bardzo dobrze zachowany skansen na czterech kółkach. W dzisiejszych czasach import samochodów jest już dozwolony, jednak cena auta zagranicznego jest tak wysoka, iż tylko najbogatszych stać na ten luksus - przyszłość Ambassadorów w Indiach wydaje się, przynajmniej na razie, niezagrożona. 



Na zakończenie powiedzmy jeszcze o autobusach, kolejnej ciekawostce. Autobusy służą przede wszystkim do transportu pomiędzy poszczególnymi miejscowościami, rzadziej ujrzymy je w roli naszego MZK. Autobus stoi na dworcu z wywieszoną tabliczką np. Konarak. Sam dworzec to zazwyczaj olbrzymi plac na którym kłębią się ludzie i rzecz jasna samochody. Ekipa takiego pojazdu to dwie lub więcej osób - kierowca oraz jeden,bądź kilku bileterów. Rola kierowcy jest chyba wszędzie na świecie taka sama, natomiast bileter ma za zadanie naganianie pasażerów. Autobus jedzie przez ludzką ciżbę z prędkością spacerową, a bileterzy biegną w jego pobliżu wrzeszcząc dokąd ruszają, jeżeli kierowca ma się zatrzymać, uderzają w blachę np dwa razy, jak ludzie wsiądą, kolejne uderzenie i jedziemy dalej. Krzyczą i naganiają aż uzbierają ludzi, dlatego odjazd może nastąpić po 2 minutach od Waszego zaokrętowania, lecz równie dobrze może to potrwać kolejne 30 minut jeżeli nikt się nie uzbiera. Pewne i stałe przystanki na trasie są dwa - miasto odjazdu i przyjazdu, cała reszta jest spontaniczna. Jak ktoś chce wysiąść - dwa puknięcia w blachę - autobus staje, jak ktoś chce wsiąść - wymachuje rękoma przy drodze, lub wsiada w biegu. Raz podczas podróży kierowca zatrzymał się ot tak przy świątyni. Do środka wskoczył kapłąn, pobłogosławił każdego Hindusa, zebrał jałmużnę, wysiadł, pojechaliśmy dalej. Innym razem zatrzymaliśmy się na banany oraz herbatę. Podróż zajmowała raz dłużej raz krócej, zależnie od pory dnia, humoru kierowcy i innych okoliczności. Pojęcie czasu i punktualności dla autobusów jest słowem mocno teoretycznym. Warto jeszcze wspomnieć o jednej ciekawostce - autobusy nie mogą przekraczać granic stanowych, dlatego jeżeli chcemy przejechać do innej prowincji najlepiej udać się innym środkiem lokomocji - bohaterem naszej kolejnej notatki - pociągiem.

Ręczna kasa fiskalna.
Podróżując lokalnymi środkami lokomocji, obojętnie gdzie byśmy się nie znaleźli mamy możliwość lepszego poznania danego kraju. Jest czas na pogawędkę z kierowcą, obserwujemy miasta i wsie z perspektywy ulicy, z punktu widzenia samych mieszkańców. Indusi interesują się ludźmi podróżującymi autobusami czy to pociągami, zadają im pytania, starają się poćwiczyć i sprawdzić swój angielski. To samo tyczy się kierowców riksz. A właśnie - pociągi. Temat rzeka i zupełnie inny świat, przeżycie podróży i wizyta na dworcu jest na tyle interesująca i ciekawa, iż postanowiliśmy poświęcić jej osobny wpis. Tak więc do następnego razu!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz