czwartek, 23 lipca 2015

POLSKA KROPLA W INDYJSKIM MORZU

Witajcie,

jest takie miejsce w Indiach, o którym mało kto wie, mało kto słyszał i które mało kto odwiedza. Aby do niego trafić należy udać się do stanu Orisa, zwanego też Orisha, a konkretnie do Puri. Miejscowość ta jest centrum kultu przepotężnego hinduskiego boga Dżaganata, jednak o nim wspomnimy kiedy indziej. Dzisiaj popełnimy słów kilka o niepozornym ośrodku na obrzeżach miasta, z dala od świątynnego zgiełku, gdzie znajduje się wioska, szkoła oraz manufaktura przeznaczona dla rodzin z całych Indii dotkniętych chorobą trądu. Powiemy o dziele wielkiego Polaka - księdza Mariana Żelazka.



Na wstępie należy poinformować, iż w dzisiejszych czasach choroba zwana trądem jest uleczalna i przypadki chorych w krajach rozwiniętych praktycznie nie występują. Inaczej sprawy wyglądają w krajach ubogich, a zatem w Afryce oraz południowo-wschodniej Azji. W Indiach występuje dodatkowa przeszkoda w walce z chorobą pod postacią uprzedzeń i zabobonów ludzi niewykształconych. Trąd jako jedna z chorób najdłużej towarzyszących naszemu gatunkowi, w wierzeniach hindusów doczekał się osobnego bóstwa. Dla bogobojnego hindusa, osoba chora na trąd została naznaczona, jako ktoś o wyjątkowo złym poprzednim wcieleniu, ktoś kogo należy unikać. Takowy sposób myślenia, jak łatwo się domyślić zaowocował nie tylko masowymi wykluczeniami społecznymi - dotyczy to osoby chorej oraz całej jego rodziny - lecz również strachem przed leczeniem. W mikrokomórkach społeczności indyjskiej wieści rozchodzą się z prędkością światła i praktycznie wszystko prędzej czy później wychodzi na jaw. Ludzie zarażeni trądem często wolą ukrywać chorobę tak długo jak to tylko możliwe, aniżeli udać się po pomoc lekarską. Sytuacja przybiera najbardziej dramatyczne formy szczególnie na wsi. Największymi ofiarami opisanej sytuacji były i nadal są przede wszystkim dzieci, zarażonych rodziców. Wykluczenie społeczne uniemożliwia im edukacje, która to w Indiach często bywa jedyną możliwą drogą na poprawienie swojego statusu społecznego. Dla tysięcy dzieciaków pomoc nadeszła nieoczekiwanie, w roku 1975 przy okazji Dnia Dziecka.






1 czerwca 1975 w miejscowości Puri nad Zatoką Bengalską, działalność rozpoczyna leprozorium prowadzone przez polskiego misjonarza, werbistę, byłego więźnia obozu Dachau, księdza Mariana Żelazka. Urodzony w Palędziu koło Poznania jako siódme z szesnaściorga dzieci byłego powstańca wielkopolskiego Marcina Żelazka, przyszły duchowny dla indyjskich rodzin dotkniętych znamieniem trądu był istnym wybawieniem. Misja naszego rodaka mogłaby wydawać się prosta, walczył jednak z jednym z najgorszych możliwych przeciwników - ludzką ignorancją, zabobonami oraz uprzedzeniami. Pomoc na początku miała być skierowana przede wszystkim w kierunku dzieci. Utworzona na obrzeżach Puri wioska, w bardzo krótkim czasie stała się azylem dla setek osób wykluczonych ze swoich lokalnych społeczności. Rodzice, którzy nie byli w stanie przenieść całego dobytku na drugą stronę kraju, do misji polskiego księdza wysyłali często same dzieci, aby tam normalnie mogły kontynuować edukację. Celem Żelazka była przede wszystkim próba zmiany mentalności Indusów, co było możliwe tylko poprzez odpowiednią edukację najmłodszych. Dzieciaki ze szkoły w Puri uczyły się o tolerancji lecz również o konieczności utrzymywania porządku w swoim najbliższym otoczeniu. Obecnie odwiedzający szkołę i wioskę mogą doznać niemałego szoku. Nie ma tu śmieci, nie ma odpadów, a mieszkańcy wierzą iż ciężką pracą są w stanie poprawić swój los. Warto dodać, iż polski zakonnik w żaden sposób nie starał się nawracać indyjskiej młodzieży, jedyny kościół stanowi maleńka kapliczka, znajdująca się tuż przy domu księdza, gdzie w mszach uczestniczyli głównie pielgrzymi, zagraniczni goście oraz lokalna społeczność chrześcijan. Żelazek dawał wykluczonym dzieciom szansę na normalny rozwój i edukację, a jedyne co starał się w nich zmienić to podejście do pracy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Dzieci ze szkoły w Puri osiągały ponadprzeciętne rezultaty, a jak już wspominaliśmy porządna edukacja jest olbrzymim atutem w państwie takim jak Indie. Z czasem do bram szkoły przeznaczonej w domyśle dla dzieci z rodzin trędowatych, zaczęli pukać rodzice dzieci niezwiązanych z tą chorobą. Był to niewątpliwie olbrzymi sukces misji, ponieważ dzieci z rodzin zdrowych poprzez integrację z rówieśnikami mającymi niegdyś styczność z chorobą uczyły się tolerancji oraz wykorzeniały w sobie uprzedzenia i zabobony. 





Misja zaczynała od pomocy najmłodszym, jednak z czasem do Puri zaczęły przeprowadzać się całe rodziny dotknięte chorobą trądu. Dotychczas głównym źródłem utrzymania takich rodzin była jałmużna, niemożliwym było aby ktokolwiek zarażony znalazł normalną pracę. Postępująca choroba uniemożliwia z czasem chodzenie oraz wykonywanie robót ręcznych, nie wspominając nawet o samej niechęci do zatrudniania osób zarażonych. Rozwiązanie było jedno, osoby chore musiały same sobie zorganizować możliwości do pracy, co zresztą uczyniły. Obecnie w wiosce sprawnie działa manufaktura produkująca wycieraczki z wysuszonych włókien kokosowych oraz szewc produkujący buty ze starych dętek. Osoby po częściowej amputacji palców u nóg potrzebują butów w dwóch różnych rozmiarach. Rodziny chorych posiadają własną plantację bananów, własne zwierzęta, szpital no i oczywiście szkołę. Zresztą wszystko najlepiej przedstawią Wam poniższe zdjęcia.

Wytwórnia obuwia









Dzisiaj w misji księdza Żelazka nie ma już żadnych Polaków. Są księża indyjscy, którzy naszego rodaka znali i co ciekawe potrafią pielęgnować i przekazywać dalej jego sposób myślenia o pracy. Oczywiście część chorych nadal zajmuje się żebrami pod świątynią wspominanego Dżaganata, jednak zdecydowana większość stara się pracować. Rewelacyjne wyniki osiąga wciąż szkoła, która z racji na olbrzymie zainteresowanie musiała zostać w ostatnich latach rozbudowana. Jedyne co martwi to ciągły brak i chyba jednak bojaźń przed trędowatymi ze strony lokalnej społeczności. Nie przez przypadek wioska znajduje się wciąż na obrzeżach i dziwnym trafem nie została otoczona przez rozrastające się miasto, własne stada kóz oraz uprawy owoców i warzyw również nie wzięły się znikąd. Trędowaci mieli i wciąż mają w Indiach bardzo ciężkie życie, a miejsca takie jak to stworzone przez Żelazka, są dla nich często jedyną szansą na prowadzenie w miarę normalnego życia.

Za swoją działalność i pomoc niesioną na terenie Indii, ksiądz Marian Żelazek był nominowany ze strony polskiej do Pokojowej Nagrody Nobla, został również odznaczony orderem "Ecco Homo", który jest przyznawany przez polski episkopat ludziom potwierdzającym swoją postawą prawdziwość słów "Człowiek, to brzmi dumnie".

Do usłyszenia!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz