wtorek, 20 października 2015

WRACAMY NA SZLAK!

Kochani!

Jeżeli ktoś zastanawiał się dlaczego tu tak pusto, dlaczego nic nie piszemy, to mamy dla niego dwie wiadomości. Obydwie bardzo dobre :) Pierwsza z nich, otóż pisać znów będziemy, przerwa była spowodowana przeprowadzką do pięknej stolicy Dolnego Śląska, poszukiwaniami nowej pracy, wdrożeniami, instalacjami i całym tym zamieszaniem związanym z szeroko pojętą zmianą miejsca bytowania. Druga jeszcze lepsza wiadomość jest taka, iż po miesiącach oczekiwań wreszcie nieubłaganie nadchodzi 21 października, a wraz z nim nasz wylot do Bangkoku na turystyczny podbój Azji Południowo-Wschodniej.

Plecaki spakowane, bilety podrukowane, prowiant gotowy, reise fieber obecny. 

Ruszamy! Śledźcie nasz profil facebookowy no i oczywiście nie zapominajcie o Instagramie! 


Będziemy w kontakcie!

Do zobaczenia!


niedziela, 30 sierpnia 2015

WARSZAWA NA WEEKEND

Hej

Nie ukrywamy, że w ubiegłym miesiącu naszego bloga dotknęła, podobnie jak cały kraj, susza. Nie było nowych wpisów, jednak na swoje usprawiedliwienie możemy podać fakt, iż jesteśmy w trakcie lekkiej reorganizacji życiowej i mieliśmy po prostu mnóstwo spraw na głowie. Zamęt zamętem, jednak mimo to udało nam się z okazji swojej papierowej rocznicy ślubu wyskoczyć na małą podróż - krajową dla odmiany. Niezbyt daleko bo do Warszawy. O nowych, wartych odwiedzenia miejscach, samym mieście jak i kilku ciekawych wskazówkach, traktuje dzisiejszy wpis ;) Zapraszamy do lektury!


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

ŚWIĘTE KROWY

Witajcie,

nie tak dawno temu przeczytaliśmy na pewnym angielskim blogu podróżniczym, kilkadziesiąt porad dotyczących owocnej turystyki i zwiedzania jako takiego. Kilka z nich nas urzekło i z pewnością postaramy się je wdrożyć podczas kolejnej wyprawy. Dla potrzeb dzisiejszego wpisu, chcielibyśmy przytoczyć jedną z nich: nie mierz ludzi swoją miarą, zachowaj otwarty umysł. Brzmi bardzo poważnie, jednak sprowadza się do jednej podstawowej zasady: nie oceniaj. Z doświadczenia wiemy, iż bywa to niezwykle trudne, aczkolwiek praktycznie zawsze jest niezbędne do poprawnego zrozumienia danego kraju, lub przynajmniej pozwala nam uchronić się przed wyciąganiem niepoprawnych wniosków. Tyczy się to, rzecz chyba oczywista, postrzegania przez nas obcych kultur, religii, czy też obyczajów. Dla nas pewnym obowiązkiem po wizycie w Indiach, była próba chociaż delikatnego wyjaśnienia dwóch jakże popularnych mitów, funkcjonujących w polskiej mentalności. Przyjrzymy się dziś świętym krowom oraz wszędobylskiemu brudowi.

czwartek, 23 lipca 2015

POLSKA KROPLA W INDYJSKIM MORZU

Witajcie,

jest takie miejsce w Indiach, o którym mało kto wie, mało kto słyszał i które mało kto odwiedza. Aby do niego trafić należy udać się do stanu Orisa, zwanego też Orisha, a konkretnie do Puri. Miejscowość ta jest centrum kultu przepotężnego hinduskiego boga Dżaganata, jednak o nim wspomnimy kiedy indziej. Dzisiaj popełnimy słów kilka o niepozornym ośrodku na obrzeżach miasta, z dala od świątynnego zgiełku, gdzie znajduje się wioska, szkoła oraz manufaktura przeznaczona dla rodzin z całych Indii dotkniętych chorobą trądu. Powiemy o dziele wielkiego Polaka - księdza Mariana Żelazka.

niedziela, 19 lipca 2015

WARANASI - FOTORELACJA

Witamy,

dzisiaj bez słów. Przesyłamy zdjęcia z niesamowitego miasta jakim było dla nas Waranasi. Mamy nadzieję, że przypadną Wam do gustu!




wtorek, 7 lipca 2015

WIARA INDII - WARANASI

Witajcie,
długo rozmyślaliśmy jakim wstępem opatrzyć kwestię wiary w Indiach. Temat ten jest bowiem większy niż sam Ganges i długo trzeba by było szukać kolejnego kraju, który mógłby poszczycić się mianem ziemi ojczystej dla tak dużej liczby religii. Cywilizacja Zachodu traktuje hinduizm jako jeden wspólny twór, stosując przy tym olbrzymie uproszczenie (o czym kiedyś), oprócz tego mamy jeszcze buddyzm, sikhizm, dżinizm, głęboko wszczepiony islam i całą masę innych. Statystyka nie do końca obrazuje nam zasięg poszczególnych wyznań. Według jednego ze spisów, chrześcijanie stanowią 2,3% wszystkich Indusów. Mogłoby się wydawać iż jest to liczba nieznaczna, mało istotna. 2,3% oznacza blisko 30 milionów wyznawców. Mało? Dla porównania wyznawców hinduizmu jest ponad 800 milionów, a każdy z nich zgodzi się z pewnością w jednej kwestii. Najświętszym ze wszystkich możliwych miast świata jest Waranasi i to właśnie o nim dzisiaj słów kilka.

sobota, 27 czerwca 2015

W DRODZE PRZEZ INDIE CZ. II

Hej

ruszamy w dalszą podróż po Indiach, dzisiaj zgodnie z obietnicą, przyjrzymy się istnemu fenomenowi państwa przypraw - kolei. Jest to najpopularniejsza forma transportu masowego w kraju, swoją siecią połączeń sięga do najdalszych zakątków i prowincji oraz jest istnym wybawieniem dla turysty pragnącego pokonać olbrzymie dystanse za niewielkie pieniądze. Pociągi żyją swoim własnym życiem i zapewniają mnóstwo niezapomnianych wrażeń, można by o nich napisać osobną książkę - serio - my postaramy się tylko przybliżyć ogólny obraz fenomenu zwanego indyjską koleją.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

W DRODZE PRZEZ INDIE CZ. I

Hej

Indie są idealnym planem filmowym dla każdego kto pragnąłby zrealizować tak zwany film drogi. Przejazd z jednej prowincji do drugiej spokojnie można przyrównać do przekroczenia granicy państwa we współczesnej Europie. Zmienia się język, pismo, kultura, a ludzie chodzą inaczej ubrani. Jeżeli pragniemy ujrzeć największe zmiany to najlepiej byłoby obrać kierunek północ - południe, bowiem im dalej w dół Indii się zagłębimy tym mniejszy wpływ na otaczającą nas kulturę mieliby muzułmanie. Z biegiem czasu zanikałaby tak dobrze znana nam symetria, ład i porządek, coraz trudniej byłoby nam odnaleźć elementy pokrewne naszej cywilizacji. W zamian dostawalibyśmy gwar, harmider i tylko z pozoru nieuporządkowaną paletę barw hinduizmu. Jednak o samej religii napiszemy kiedy indziej, poświęćmy chwilę uwagi metodom podróżowania w Indiach, w kraju posiadającym największą sieć kolejową świata.

czwartek, 11 czerwca 2015

INDIE OD KUCHNI (PLUS SŁUŻBA ZDROWIA).

Hej,

przez jakiś czas nie mogliśmy się zdecydować od czego zacząć temat Indii, gdzie rozpocząć, jakie miejsce opisać jako pierwsze. Znacie już historię naszego lądowania i pierwszych godzin w Nowym Delhi, mieliście okazje przeczytać relacje z Sunderbanów, jednak o samym wnętrzu, kulturze, ludziach Indii jeszcze nie wspominaliśmy. Dzisiaj poruszymy temat lekki, łatwy i przyjemny, na około którego urosła już tona legend i opowiadań. Porozmawiajmy o jedzeniu, o kuchni i o tym jak my poradziliśmy sobie z najpopularniejszym problemem podróżnika, a dotknął on nas na tyle mocno, że mogliśmy poznać również sposób działania indyjskiej służby zdrowia. Zapraszamy!
P.S. Przepraszamy za jakość zdjęć, większość była robiona telefonem komórkowym :)

poniedziałek, 1 czerwca 2015

ZAMKI, TWIERDZE I KOŚCIOŁY, CZYLI KOTLINA KŁODZKA II

Hej,
tak jak obiecaliśmy, również w ostatni weekend skorzystaliśmy z rewelacyjnej pogody i wybraliśmy się niejako na dokończenie naszej wyprawy po Kotlinie Kłodzkiej. Odwiedziliśmy stolicę regionu z jej słynną twierdzą, przejechaliśmy do sąsiadów Czechów i zwiedziliśmy zamek w Javorniku, aby na zakończenie odwiedzić prawdziwą perłę wśród zabytków Dolnego Śląska - Kościół Pokoju w Świdnicy. Wiemy, że region Kłodzka i okolic oferuje znacznie więcej - nie byliśmy chociażby w Złotym Stoku, Jaskini Niedźwiedziej, Ząbkowicach Śląskich i wielu innych, jednak kiedyś postaramy się nadrobić zaległości. Tymczasem zapraszamy do lektury.

czwartek, 28 maja 2015

ZDRÓJ NIEJEDNO MA IMIĘ, KOTLINA KŁODZKA I

Hej,
dzisiaj delikatne wtrącenie w naszym indyjskim temacie, wrócimy na chwilę do kraju, a konkretnie do jednego z najbogatszych w atrakcje regionów - Kotliny Kłodzkiej. Praktycznie każdy kto mieszka na Dolnym Śląsku, a pewnie i okoliczne województwa też się pod tym podpiszą, w czasach swojej podstawówki pojechał na wycieczkę do Kłodzka, Wambierzyc, Kudowy, odwiedził Góry Stołowe, a może i Duszniki Zdrój. Większość z nas pamięta taki wypad jak przez mgłę, jednak kategoryzuje region jako "byłem". My postanowiliśmy zwiedzić wspomniane tereny raz jeszcze, świadomie. Podzieliliśmy atrakcje na dwie tury - pierwsza, którą dzisiaj przedstawiamy dotyczy miejscowości uzdrowiskowych, druga którą zrealizujemy w najbliższy weekend, obejmie Kłodzko we własnej osobie, jaskinie niedźwiedzią i parę innych zakątków Kotliny. Zapraszamy do lektury, bowiem w przypadku Polskich atrakcji turystycznych, jakże prawdziwe jest powiedzenie o chwaleniu cudzego, nie poznawszy własnego.


niedziela, 24 maja 2015

SUNDERBANY, DZIKIE OBLICZE INDII.

Hej,
ostatnio pisaliśmy, że nasz tekst został wyróżniony w miesięczniku "Podróże", z racji że nie każdy ma ochotę kupować gazetę, czy też latać po sklepach, wrzucamy dzisiaj całość na naszego bloga. Zapraszamy do lektury!

***

Indie kojarzymy z kolorytem, różnorodnością oraz odmiennością. Nam zależało na ujrzeniu jednej z ostatnich enklaw dzikiej przyrody, miejsca gdzie wciąż można spotkać tygrysa. Wybraliśmy się na Sunderbany.
Wzrost gospodarczy i postępujące uprzemysłowienie Indii powodują zepchnięcie na co najmniej trzeci plan kwesti ochrony środowiska. Jeżeli Hindusi zanieczyszczają świętą Gangę, to nie ma co liczyć aby przejęli się losem zwierząt zamieszkujących ich jakże rozległy i malowniczy kraj. Na co dzień kojarzymy Indie z kolorytem, różnorodnością oraz odmiennością, jednak wszystko to zapewniają nam ludzie i szeroko pojęta kultura, którą stworzyli. Nam jednak zależało przede wszystkim na ujrzeniu jednej z ostatnich enklaw dzikiej przyrody, miejsca gdzie wciąż można spotkać tygrysa, wybraliśmy się na Sunderbany.
Park Narodowy Sunderbanów jest olbrzymim terenem zajętym praktycznie w całości przez gęste i trudnodostępne lasy namorzynowe, które pokrywają zdecydowaną większość ponad stu wysp wchodzących w skład całego obszaru. Najlepszym środkiem lokomocji pomiędzy wyspami są oczywiście łodzie, jedne większe inne mniejsze, do niedawna rzadkością były te posiadające silnik spalinowy. Nie powinno to zbytnio dziwić ponieważ zdecydowana większość osad ludzkich, znajdujących się na terenie Sunderbanów nie posiada dostępu do bieżącej wody, elektryczności czy też innych tego typu, wydawać by się mogło podstawowych, udogodnień. Na terenie parku od wieków rządziły zwierzęta, jednak odkąd z Kalkuty zaczęto organizować weekendowe wypady "w dzicz”, teren ten ulega powolnej komercjalizacji.

poniedziałek, 18 maja 2015

NAMASTE, CZYLI WITAMY PO HINDUSKU.

Hej,

Indie od wieków intrygują, zachwycają lecz również szokują podróżników z przeróżnych zakątków naszego globu. Są krajem, choć chyba lepiej powiedzieć kulturą, na temat której powstały niezliczone ilości książek, cytatów oraz przewodników i albumów. Są tematem, któremu wielu było w stanie poświęcić całe swoje życie. Są wreszcie miejscem, do którego od setek lat ciągną podróżnicy w poszukiwaniu prawdy, lecz również przygody. Indie jako temat są tak popularne, iż mogłoby się wydawać, że ciężko będzie napisać o nich coś nowego, oryginalnego, bądź odkrywczego. Przecież kraina, która była źródłem tysięcy natchnień powinna z biegiem czasu uchodzić za obiekt poznany. Nic bardziej mylnego. Każdy (dosłownie każdy) kto uda się w podróż do kraju hinduizmu, musi liczyć się z faktem iż dozna ciężkiego szoku kulturowego - obojętnie czy jest on Azjatą, czy też Europejczykiem. Indie wywołują skrajne emocje, można je nienawidzić i się ich brzydzić, lecz można również zakochać się w nich po uszy. Dla nas podróż od Delhi przez Waranasi do Kalkuty była największym doświadczeniem kulturowym w życiu i najlepszą lekcją tolerancji jaką tylko mogliśmy sobie wyobrazić. Postaramy się chociaż część wrażeń przekazać w nadchodzących wpisach. Zapraszamy! 


niedziela, 17 maja 2015

NOC MUZEÓW 2015 - Fotorelacja

Hej,

zapraszamy do obejrzenia zdjęć z wczorajszego zwiedzania Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku oraz rynku Świebodzic. Obydwa miejsca znajdują się w bardzo bliskiej odległości i warto kiedyś poświęcić chwilę aby tam zajrzeć. 

Muzeum Kolejnictwa urzeka olbrzymią ilością bardzo dobrze zachowanych parowozów, pochodzących z czasów kiedy droga żelazna była wciąż nowinką. Całość kompleksu jest bardzo dobrze zorganizowana, przez co zwiedzanie przebiega szybko i sprawnie. Znaczna część lokomotyw jest ciekawie opisana, co również tyczy się plansz informacyjnych o rozwoju transportu kolejowego w Polsce i na świecie. Szczególnie polecamy muzeum dla rodzin z dziećmi, do wielu wagonów oraz parowozów można wejść i obejrzeć od środka, dodatkowe wrażenie zrobi wciąż jeżdżąca lokomotywa po terenie muzeum - za drobną opłatą można dostąpić zaszczytu bycia jej pasażerem. Należy zwrócić uwagę, iż większość powozów znajduje się na wolnym powietrzu, przez co warto zaplanować wyjazd przy sprzyjającej pogodzie.


Ratusz - Świebodzice.

poniedziałek, 11 maja 2015

BRAMA POZNANIA

Hej,

jeszcze nie tak dawno temu pół Polski żyło zbliżającą się, wyjątkowo krótką w tym roku, majówką. Tymczasem ani się człowiek obejrzał, i co? Po majówce, zbliża się środek miesiąca, a wraz z nim Noc Muzeów 2015. Ta ogólnopolska akcja z roku na rok przyciąga coraz liczniejsze grono ludzi, co z kolei powoduje iż swój udział deklaruje w niej również zdecydowanie więcej tytułowych bohaterów, czyli obiektów muzealnych oczywiście. Rezultat jest prosty, 16 maja możemy bezpłatnie, lub znacznie taniej niż zwykle odwiedzić obiekty kulturalne zarówno w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, lecz również w Jeleniej Górze, czy też Jaworzynie Śląskiej (gdzie postaramy się wybrać). Zachęcamy i Was do wzięcia udziału w tej, w sumie wspaniałomyślnej, akcji. W dzisiejszej notce chcielibyśmy przedstawić inny wyjątkowy obiekt, który również w wyżej opisanym wydarzeniu bierze udział. Ponad to tematycznie wpisuje się wprost idealnie w klimat majowy, w klimat polskiego miesiąca, który chociaż raz do roku pozwala nam świętować historyczny sukces, a nie rozpamiętywać porażkę. Zapraszamy do Bramy Poznania.

środa, 6 maja 2015

KRETA - NIE TYLKO MIASTA

Witajcie,
Od naszego powrotu ze słonecznej Krety minęło już całkiem sporo czasu, dlatego też wypadałoby powoli żegnać się z grecką wyspą i wejść na nowy temat, znacznie bardziej egzotyczny, a co za tym idzie ciekawszy dla Europejczyka. Zanim to jednak nastąpi rzucimy okiem po raz ostatni na bohaterkę ostatnich wpisów i przyjrzymy się chociaż pobieżnie jej największemu skarbowi – wioskom, miasteczkom i wszystkiemu co znajdziecie zaraz po opuszczeniu zatłoczonych kurortów. Łapiemy za mapę, wsiadamy w samochód i jedziemy, na prowincję! Mamy nadzieję że poniższy spis ułatwi komuś organizację swojego greckiego urlopu.



czwartek, 30 kwietnia 2015

KRETA - PROWINCJI CZAR

Witajcie,

dzisiaj będzie notka organizacyjna.

Od naszych wojaży po Krecie minęło już sporo czasu, a my wciąż mamy mnóstwo wspomnień i tematów, którymi chcielibyśmy podzielić się na łamach bloga. Nadszedł czas na wpisy poświęcone kreteńskiej duszy, która bez wątpienia zakorzeniła się w tysiącu malutkich wsi i miasteczek, porastających wyspę od wybrzeża aż po zbocza gór. Czas przenieść się na prowincję, która swoim folklorem, bogactwem barw i smaków urzeka, pozostawiając najsilniejsze wspomnienia, odmalowujące się w głowach najlepiej w pochmurne i deszczowe dni jak dziś. Zapraszamy do krainy oliwek, fety, owiec oraz kóz.

czwartek, 23 kwietnia 2015

KRETA - AJOS NIKOLAOS I OKOLICE

Witamy,

nadszedł czas na ostatnią relacje poświęconą miastom Krety. Przysłowiowy deser stanowi Ajos Nikolaos, osada znajdująca się we wschodniej części wyspy. Punkt idealny aby zakończyć rozważania związane z miastami i płynnie przejść w temat prowincji, wsi oraz wszystkiego co można było spotkać po drodze. Dlaczego? Ajos samo w sobie jest bardziej miasteczkiem, aniżeli miastem w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie brakuje tu oczywiście sklepów i bulwarów rodem z Heraklionu, jednak tyczy się to tylko i wyłącznie ścisłego centrum okalającego port - naturalnie wenecki. Poza tym największe atrakcje umiejscowione są na obrzeżach Ajos Nikolaos, po sąsiedzku jednak już poza obrębem miasta. Pomimo iż dotarliśmy tutaj przedostatniego dnia naszego pobytu na Krecie, miasto świetnie wypełniło słowa, angielskiego co prawda, powiedzonka: "last but not least", co w wolnym tłumaczeniu oznacza "ostatni jednak nie najgorszy". 

Port wenecki. Ajos Nikolaos.

sobota, 18 kwietnia 2015

KRETA - HERAKLION

Witamy,

powolnym krokiem zbliżamy się do końcówki opisów kreteńskich miast, ostatnia bowiem notka o Retimno stanowiła półmetek. Przyszedł wreszcie moment, w którym zmierzymy się z największą metropolią Krety - Heraklionem. Tak to już w życiu bywa iż tytuły "naj" wywołują w ludziach pewne wygórowane oczekiwania, spodziewają się Bóg wie czego po danym mieście, które jako to właśnie "naj naj" powinno przyćmić pozostałe. Dodatkowo tytuł stolicy również jest wiążący i przyjeżdżając do Heraklionu, oczekiwaliśmy, co tu dużo mówić, znacznie więcej. Z drugiej jednak strony nie nazwiemy tej znajomości rozczarowaniem czy też zawodem. W mieście należy spędzić odrobinę czasu, przejść się jego ulicami i postarać się zrozumieć jaką rolę pełni w organizmie zwanym Kretą.
Katedra Świetego Miesiąca. Heraklion.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

KRETA - RETIMNO

Hej

powracamy na największą z greckich wysp i jak zostało już powiedziane kontynuujemy tematykę miejską. Największe osady Krety znajdują się w jej północnej części i są to kolejno od strony zachodniej Chania, Retimno, Heraklion, Agios Nikolaos oraz Sitia. Wszystkie one są odwiedzane przez turystów z większym lub mniejszym natężeniem. Do wielkomiejskiej listy dochodzi jeszcze Jerapetra na południu, jednak jest ona nastawiona na uprawy warzyw przez co statystyczny wycieczkowicz nie ma tam za wiele do roboty. Do Retimno przyjechaliśmy dnia trzeciego naszej podróży, po szybkim zalogowaniu w hotelu na obrzeżach, ruszyliśmy na zwiedzanie centrum.


czwartek, 9 kwietnia 2015

KRETA - CHANIA

Hej

Wielkanoc na Krecie niestety mamy już za sobą. Pora na podsumowanie wyjazdu, relacje z odwiedzonych miejsc, parę uwag odnośnie atrakcji oraz oczywiście zdjęcia z tej niesamowitej greckiej wyspy. Kreta jak donoszą statystycy jest najludniejszą oraz zdecydowanie największą spośród 2500 wysp Hellady. Nie zmienia to faktu, iż w rzeczywistości ma ona oblicze wsi raczej niż miasta. Czy to źle? Skądże znowu! Czar Krety tkwi właśnie w tych czasem odludnych, czasem zapomnianych malutkich osadach, w których jakby nigdy nic życie toczy się swoim rytmem. Oczywiście osiołka spotkamy już na prawdę rzadko, a prawie każda rodzina prowadzi hotel, sklep czy też restauracje nastawioną pod turystów jednak udało się Grekom zachować w tym wszystkim swój urokliwy charakter spokoju oraz gościnności. Górskie i nadmorskie osady to jedno jednak Kreta, podobnie jak i cała Grecja, to również niesamowity kawał historii, która z kolei stanowi główną atrakcję nielicznych większych miast wyspy. Z tego też powodu pierwsze wpisy będą dotyczyły 4 miast Krety, które udało nam się odwiedzić oraz pozwiedzać, następnie będzie troszkę o prowincji oraz krajobrazach. Popiszemy o kuchni, o zwyczajach oraz o wszystkim tym co zostało nam w głowach po tym magicznym tygodniu, a uwierzcie sami przed wyjazdem nikt się nie spodziewał takiego bogactwa i mocy wrażeń.

Chania



wtorek, 7 kwietnia 2015

WIELKANOC NA KRECIE

Hej,

Dzisiaj notka organizacyjna o naszym wielkanocnym wylocie - na Kretę.





Święta Wielkanocne są dla nas wymarzonym okresem na zorganizowanie wypadu zagranicznego, łatwiej wtedy zaplanować sobie wolne w pracy, z odpowiednim wyprzedzeniem można złapać na prawdę tani lot oraz dodatkowo okres ten oddziela mniej więcej pół roku od terminów jesiennych, kiedy to celujemy w dalsze podróże. Na Kretę wylatujemy w poniedziałek 30 marca, wracamy po okrągłym tygodniu 6 kwietnia. Odlot z Wrocławia jest po godzinie 16, tak więc spokojnie można jeszcze zaliczyć 1/2 dnia w pracy, przylot powrotny około godziny 23:30, przez co we wtorek meldujemy się z powrotem w codzienności. Bilety wykupiliśmy w styczniu, a zatem z 3 miesięcznym wyprzedzeniem, i kosztowały nas około 700 PLN za dwie osoby w obydwie strony. Dlaczego właściwie Kreta? Z racji na sielankową atmosferę oraz temperatury powyżej 20 stopni,już na początku kwietnia. Dodatkowo jest to miejsce słynące ze wszystkiego, na czym zawsze nam zależy podczas wyjazdów: dobrej kuchni, pięknych krajobrazów oraz przebogatej historii.

PERŁA DUNAJU

Nadszedł czas na pierwszą z zaległych relacji listopadowych, a mianowicie jak to było u naszych bratanków co to chętni i do bitki i popitki. Węgrów- rzecz jasna. Stolicę Madziarów przyszło nam zwiedzać w dniach 2-6 listopada, miesiąc ten może nie ma najlepszej reputacji wśród meteorologów, jednak mieliśmy szczęście - nie padało (podobno to najważniejsza część relacji z większości wyjazdów). Podbijamy! Raz termometry wskazywały 24 stopnie, przez co oczywistym jest że wyjazd się udał. Nawet bardzo.


HERZLICH WILLKOMMEN!


Uwielbiamy łączyć przyjemne z jeszcze przyjemniejszym! W tym przypadku przyjemniejszym był oczywiście wyścig F1 – emocje i atmosfera niesamowite. Lecz nie bylibyśmy sobą gdybyśmy przy okazji tak dalekiej podróży samochodem nie zaplanowali sobie małych dodatkowych przyjemności. I tak, mimo tego, że do SPA Francorchamps dojechaliśmy w czwartek po południu, z Wrocławia wyruszyliśmy już we wtorek wczesnym rankiem. Do samej podróży przygotowaliśmy się bardzo dobrze. Michał okazał się mistrzem (zauważyłam, że mistrzowskie tytuły do niego pasują!) pakowania bagażnika, wszystko pięknie poukładane i rozplanowane tak, że można było dostać się i po klapeczki i po jaja na twardo bez większego problemu. Długa podróż samochodem wbrew pozorom nie była tak straszna jak można by się tego spodziewać. Długie rozmowy, dobra muzyka, okazjonalne przystanki sprawiły, że dojechaliśmy do granicy niemiecko – luksemburskiej w całkiem dobrym stanie zarówno psychicznym jak i fizycznym.

IT'S RACING BABE!



F1 - dla jednych pasja, marzenia, zawrotna prędkość przy akompaniamencie muzycznego ryku silnika, dla innych strata pieniędzy, bezsensowne jeżdżenie w kółko oraz firma, która dawno temu miała coś tam wspólnego z motosportem. Nie zamierzam nikogo przekonywać do zmiany jego własnego podejścia, powiem krótko - dla mnie F1 mieści się w pierwszej części poprzedniego zdania. Jak już było od dawien dawna wiadomo, razem z Inką wybraliśmy się na przełomie sierpnia z wrześniem do cudownego moto-teatru jakim jest Spa-Francorchamps. Jak spędziliśmy dany nam czas, jakie atrakcje przygotowała dla nas pogoda oraz współlokatorzy campingu, a także ile to wszystko kosztuje - o tym poniżej.



WSPOMNIENIE BIESZCZADZKIEJ KUCHNI.


Na początku przepraszamy za długą nieobecność na blogu. Od ponad dwóch tygodni żyjemy na walizkach. Wyjeżdżamy, wracamy na 1-2 dni do mieszkania i ruszamy w dalszą drogę. Jeden weekend spędziliśmy w Krakowie, gdzie Michał brał udział w Otwartych Mistrzostwach Polski w Warhammera i zdobył tytuł Mistrza Polski!! :*  W nagrodę Michał jedzie do  USA reprezentować Polskę na Mistrzostwach Świata! Teraz  jesteśmy już we Wrocławiu wszystko nadal kręci się na podwójnych obrotach (na co zdecydowanie nie narzekamy).

W końcu przyszedł czas na kilka ostatnich słów dotyczących bieszczadzkich przygód.
Odkąd wróciliśmy z naszych pierwszych wspólnych wakacji bardzo często wspominamy chwile spędzone w Bieszczadach. Przypominamy sobie całe trasy, widoki zapierające dech w piersiach, zupełne drobiazgi, szczegóły i szczególiki z których potrafimy śmiać się do łez. Wspominamy też wszystkie pyszności, których skosztowaliśmy w Podkarpackiem. Od kabanosów na szlaku przez kwaśnicę po sławny naleśnik z jagodami. Nie ukrywam, że jadąc kolejny raz w tamte strony już przed wyjazdem cieszyłam się na tę kwaśnicę jak dziecko.  Oczywiście jak przed każdym wyjazdem przekopałam Internet w poszukiwaniu miejscowych przysmaków. Informacji dotyczących kuchni znalazłam zaskakująco niewiele, na palcach jednej ręki policzyć można restauracje czy też knajpki z opisem serwowanych dań. Jedyną, która zapadła mi w pamięć przed wyjazdem była Chata Wędrowca i jej słynny naleśnik z jagodami.




CERKWI SZLAK


Nadszedł czas na podsumowanie kolejnego fragmentu wspomnień i przemyśleń związanych z naszym pobytem w Bieszczadach. Mieliście już okazje przeczytać o urokliwej krainie położonej w samym rogu Polski, a także o trasach naszych pieszych wędrówek. Dzisiaj temat z zupełnie innej beczki - historia - jednak inna niż ta poznawana przez 12 lat edukacji szkolnej. Dotyczy bowiem magicznych lat po roku 1945, co więcej rzecz się działa w Polsce, a jak wszem i wobec wiadomo cała rzesza Ramzesów jest ważniejsza od np. Ks. Popiełuszki. 

Ostatniego dnia pobytu w Ustrzykach pogodę można było określić mianem chwiejnej, w przeciwieństwie do naszego nastroju, który to raczył się określić i w sposób znaczący stwierdzić - dalej nie idę. W związku z faktem, iż zarówno Inka jak i ja nie przepadamy za marnowaniem czasu podczas wczasów, postanowiliśmy poświęcić cały dzień na zwiedzanie - wybór padł na "szlak architektury drewnianej", co w wolnym tłumaczeniu oznaczało cerkwie. Jak się później okazało w okolicy było ich tak dużo, że zwiedzanie zajęło nam cały boży dzień.



PODBÓJ GÓRSKICH SZLAKÓW

Czas na kolejną część z serii bieszczadzkie przygody Inki i Michała, być może część najważniejszą albowiem dziś przedstawimy nasze górskie wycieczki. Przed wyjazdem przygotowaliśmy wstępny plan tras, które zamierzaliśmy przebyć - co oczywiście mogliście prześledzić na blogu we wcześniejszym wpisie - jednak rzeczywistość jest jak kot, chodzi swoimi ścieżkami i nie wiele robi sobie z naszych planów.


KONIECPOLSKI

Wróciliśmy. Cali, zdrowi, a przede wszystkim zadowoleni. Kolejnymi wpisami postaramy się przybliżyć Wam nasz pobyt w Bieszczadach. Wspomnimy Chatę Wędrowca, Rabią Skałę, Kremenaros, Zajazd u Górala, jak i rosę na trawie, powidła z brusznicy, a także wiele, wiele więcej. Zaczniemy jednak od przestawienia samej okolicy, bieszczadzkich wiosek i miasteczek gdzie choć kraj wciąż ten sam, ludzie tacy sami, a i język zrozumiały, to jednak wszystko jakieś inne.



Zatrzymaliśmy się w Ustrzykach Górnych, wioseczce jakich setka leży u podnóża Bieszczad. Składała się ona z jednego sklepu przy głównej drodze, dwóch barów, knajp, straży granicznej oraz kilkunastu domów, poprzerabianych na pensjonaty. W miesiącach wakacyjnych, turystów, zwanych również "plecakami", jest więcej od miejscowych. Poza Ustrzykami odwiedziliśmy również Wetlinę, Wołosate, Cisną, Brzegi Górne, Widełki, Żłobek, a także parę innych miejsc o równie malowniczych nazwach. Wszystkie one, poza Cisną która to wydała nam się Kołobrzegiem Podkarpacia, mają w sobie niesamowity czar i urok dający się określić stwierdzeniem: "Wy macie zegarki, my mamy czas."



Centrum życia jest naturalnie jedyny w wiosce sklep, bezczelnie zaprzeczający jakoby monopole nie istniały. Otwarty teoretycznie od 7 rano posiada patent na wieczną kolejkę do kasy. Po trzech dniach łatwo można skojarzyć przynajmniej połowę turystów czekających na obsługę. Za kasą rubaszny Pan właściciel zagadujący prawie do każdego lub też poddenerwowana córka z nieustającym pytaniem "Coś jeszcze?", stojąca tam prawdopodobnie za karę. Obok sklepu przystanek autobusowy, na którym parę razy dziennie pojawia się przelotem rozklekotany PKS, zostawiający i zabierający wędrowców do bardziej oddalonych miejscowości. Po okolicy natomiast usługami transportowymi trudnią się kierowcy z własnymi busikami. Odjeżdżają one kiedy uzbiera się wystarczająca liczba chętnych jadących w tym samym kierunku. Cena do ustalenia, zależnie od humoru kierowcy oraz pory dnia. Teoretycznie każdy z tych busów jest w stanie zabrać około 12 osób, jednak gdyby doszło do zderzenia czołowego dwóch takowych pojazdów w wiadomościach usłyszelibyście o co najmniej 40 ofiarach śmiertelnych.




Życie wobec takich reguł, a właściwie ich braku nie było by możliwe gdyby nie specyficzny rodzaj ludzi zamieszkujących te tereny. Oczywistym jest, że gdy Twoim głównym, bądź jedynym źródłem utrzymania są turyści, to starasz się być uprzejmy/a, pomocny/a etc. W Bieszczadach zasada ta przechodziła pewne granice interesowności, ludzie są tam dobrzy, naturalni, są po prostu sobą. Wieczny uśmiech na naszych twarzach wzbudzały opowieści kierowców, narzekających na brak wszystkiego: turystów (bus wypakowany do granic możliwości), pogody (25 stopni, słońce z lekkim wiatrem), stacji PKP w Ustrzykach Górnych (jakby nie istniały autobusy), zainteresowania ludzi górami (na Tarnicy ruch jak na Marszałkowskiej) itd. itp.
Właścicielka domku w którym się zatrzymaliśmy zapytana o pogodę stwierdziła iż nie będzie padać, bowiem rano na trawie była rosa, a gdy w górach jest rosa to choćby nie wie jak ciemne były chmury, to lać nie będzie. Rzeczywiście, cały dzień po niebie snuły się i czaiły czarne obłoki, jednak kropla żadna nie spadła. Następnego dnia to samo. Trzeciego dnia rosy nie było, chmur także, a od 15 lało jak z cebra.


Obraz bieszczadzkich wiosek nie byłby kompletny, ani nawet w połowie tak bajeczny gdyby nie typowa dla tego regionu zabudowa. Mnogość starych chat, z poczerniałego drewna, stojących w pionie dzięki niesamowitej sile woli Bóg wie kogo, sprawiała wrażenie realnej podróży do innej epoki. Przebywanie w wiosce złożonej w główne mierze z tego typu domostw było przeżyciem niezwykłym. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze opuszczone, bądź przechrzczone cerkwie, wraz ze swoimi cmentarzami, którym to poświęcimy osobny wpis. W wiosce, lub miasteczku często możemy natrafić na pracownie ikonograficzną, galerię obrazów, bądź też zakład stolarski. Podróżując wzdłuż drogi spotykamy pasterskie chatki, w których sprzedawany jest koźli/owczy ser, na przykład w rozmarynie.


Podsumowując, Bieszczady są miejscem o którym, dzięki Bogu, czas zapomniał. Wszystko toczy się tam swoim tempem, w swój urokliwy góralski sposób. Nie znajdziecie tu dyskotek, dmuchanych zamków dla dzieci czy też owczarka podhalańskiego pozującego do zdjęcia. Bieszczady dają ciszę, połoniny oraz placki z jagodami, jednak o tym następnym razem.