niedziela, 24 kwietnia 2016

Czas najwyższy na Bangkok.

Cześć Wszystkim,

do napisania notki zabieraliśmy się dziesiątki razy, za każdym razem nie mogąc jej dokończyć. Zawsze było z nią coś nie tak, nie miała swoistego klimatu, a słowa jakoś nie chciały same przychodzić do głowy. Mogłoby się wydawać, iż po odwiedzeniu Tajlandii, Laosu, Kambodży oraz Wietnamu taka sytuacja po prostu nie może się zdarzyć. A jednak może. Nie chodzi tu o brak opowieści, przeżyć czy niezapomnianych wrażeń, problem nie leżał również w tym iż miejsca przez nas odwiedzone były nieciekawe. Po kilku kolejnych seriach przemyśleń tematu od prawej do lewej i na odwrót, doszliśmy do wniosku, iż chcieliśmy podejść do tematu Azji Południowo-Wschodniej w sposób identyczny jak do naszej wyprawy po Indiach, co u samej podstawy jest bezsensowne. Po pierwsze nasz ostatni wyjazd był raczej turystycznym sprintem po czterech państwach, po drugie był to wyjazd zorganizowany (tramping) i nie było w nim miejsca na odstępstwa od planu, a po trzecie (co łączy się z punktem pierwszym) jeżeli planuje się przejechać kilka tysięcy kilometrów w 25 dni, to nie ma fizycznych możliwości na wgryzienie się w tkankę danego miejsca, jak to miało miejsce w Waranasi chociażby. Wnioski te prowadzą do prostej konkluzji. O Azji Południowo-Wschodniej należy napisać inaczej, w sposób bardziej informacyjny, opisowy z mniejszą dawką filozoficznej analizy społeczeństwa / kultury aby nie wyciągnąć pochopnych wniosków. Do Bangkoku polecieć może każdy, wystarczy podskoczyć na Okęcie, a stamtąd już gdzie dusza zapragnie. Laos? Kambodża? Birma? Nic bardziej prostego. Postaramy się przekazać swoje wrażenia, niekoniecznie w porządku chronologicznym, bo mimo iż państwa te leżą tak blisko siebie, to jedno do drugiego jest prawie wcale niepodobne. Miłej lektury!